Biografię Kazimierza Dejmka autorstwa Magdaleny Raszewskiej, wydaną przez Teatr Narodowy, należy ustawić na półce z teatraliami obok Bogusławskiego prof. Raszewskiego. Nie tylko z powodu rodzinnych powiązań autorów. Przede wszystkim dlatego, że praca Magdaleny Raszewskiej jest wybitnym przykładem biografistyki teatralnej, dla której wzorem było dzieło ojca autorki. Zważywszy na admirację Zbigniewa Raszewskiego, jaką darzył Dejmka, a która została też wystawiona w pewnym momencie na próbę, to książkę Magdaleny Raszewskiej można czytać jako spełnienie oczekiwań Profesora (jak zwykli tytułować go studenci Wydziału Wiedzy o Teatrze). Innym jeszcze piętrem lektury może być refleksja o wspólnocie losów tych dwóch najważniejszych dyrektorów Teatru Narodowego. A więc Dejmek Raszewskiej powinien stać koło Bogusławskiego Raszewskiego.
W pochwałach książki Raszewskiej należy zacząć od sprawy podstawowej: Dejmka czyta się jednym tchem i trudno się oderwać od tego oderwać. Co nie tylko dowodzi, jak bardzo fascynująca jest historia bohatera, ale że Raszewska potrafiła ją po prostu stosownie opisać. Znamy wszak biografie ludzi o pasjonujących życiorysach, które zostały całkowicie niewykorzystane. Raszewska szczęśliwie nie zanudza swojej książki pseudonaukowymi rozważaniami o zagadnieniach biografistyki, które sprowadzają się do twierdzenia, że biografii nie da się napisać. Raszewska nie rozważa, tylko po prostu pisze. I nie prowadzi żadnych eksperymentów, które nakazywałyby np. zacząć historię Dejmka od sprawy Dziadów. Autorka biografii doskonale rozumie, że w przypadku jej bohatera dramaturgię życia tworzą koleje losu dokładnie tak, jak się układały: od dzieciństwa i młodości, przez czas rozmaitych wyzwań i prób wieku dojrzałego, aż po meandry ostatnich lat.
Co warto wyraźnie zaznaczyć: Raszewska pisze biografię, a nie monografię twórczości Dejmka. Oczywiście nie ma tej biografii bez dokonań teatralnych, ale Raszewską zdecydowanie interesuje życie człowieka teatru. Trudno więc szukać na kartach Dejmka jakichś odkryć interpretacyjnych, analiz i syntez Dejmkowskiego dzieła. Ale w przypadku tego akurat reżysera chyba nie da się oddzielić twórczości od życia, a życia od działalności artystycznej.
Trzeba wreszcie sformułować wobec książki Raszewskiej pochwałę najwyższą, jaką można obdzielić biografię: opisuje postać Dejmka rzetelnie i prawdziwie. Wiem, że zaraz może się pojawić Piłatowe pytanie krytyków biografistyki: co to znaczy „prawdziwie”? Otóż nie mam na to innej odpowiedzi poza intuicją czytelnika. Biografia Kazimierza Dejmka autorstwa Magdaleny Raszewskiej jest dla mnie prawdziwa, ponieważ pokazuje tego człowieka i artystę w niezwykłej komplikacji jego charakteru, postawy, wyborów, jakich dokonywał, emocji, które nim kierowały. Gdyby Dejmka uczynić na przykład bohaterem serialu Netflixa, to byśmy powiedzieli: ach, cóż to za fascynująca osobowość. Może irytować czy nawet budzić gorący sprzeciw, a jednocześnie zrozumienie czy wzruszenie. Można by zastanawiać się, na ile wpływ na jego psychikę miały ujawnione przez Raszewską doświadczenia wojennej partyzantki i śmierci, których był świadkiem, a prawdopodobnie również sprawcą. Choć dywagacje na ten temat sam Dejmek pewnie skwitowałby charakterystycznym dla niego grubym słowem.
Biografia Dejmka to jest również historia człowieka i artysty uwikłanego w politykę PRL-u. Był tej politykiem beneficjentem i ofiarą. Doświadczenie stalinowskie, sprawa Dziadów i wypadki 1968 roku są znane i tworzą legendę Dejmka. Bardzo ciekawy jest czas (chyba mniej znany, więc tym większa zasługa Raszewskiej, że go zdokumentowała), gdy po 68 roku reżyser znalazł się na swego rodzaju emigracji, krążył między różnymi krajami, pracował w różnych teatrach, miał widoki na dyrekcję Piccolo Teatro, a jednak wciąż myślał o powrocie do kraju. Ktoś w książce Raszewskiej powiada, że Dejmek był polskim reżyserem i chyba to bardzo trafna definicja całej jego postawy artystycznej i życiowej. Ta „polskość” wikłała go okrutnie.
Raszewska pisze, że „każdy ma swojego Dejmka, bo jest ich wielu”. I ten portret wielostronny wyłania się z jej książki. Pewnym wspólnym mianownikiem może mogłoby być to, że Dejmek prawie całe swoje życie artystyczne był dyrektorem teatru. Szybko przecież zaczął jako współtwórca, a właściwie lider Teatru Nowego w Łodzi (do którego wracał dwukrotnie), potem była najistotniejsza dyrekcja Teatru Narodowego, wreszcie długa i trudna w Teatrze Polskim. Umarł jako dyrektor teatru. Na kilkadziesiąt lat pracy miał krótkie w sumie przerwy, gdy nie kierował teatrem. Raszewska przytacza słowa Dejmka, że on nie chce robić przedstawień, chce tworzyć teatr. I to było chyba cechą nadrzędną jego myślenia o misji swojego działania. Bo teatr dla niego to była bardzo poważna instytucja, która ma służyć społeczeństwu, aby stało się lepsze i mądrzejsze. Pewnie doznawał w swoich przekonaniach niejednokrotnie zawodu, ale trwał w nich konsekwentnie. Powaga teatru Dejmka przejawiała się nie tylko w hasłach programowych czy w ich realizacjach repertuarowych, lecz również w anegdotycznych zgoła oczekiwaniach, które Raszewska przytacza za tzw. bullami, wydawanymi przez dyrektora Dejmka dla aktorów, a w których pojawiał się np. postulat: „proszę, aby w teatrze nie chodzić w nakryciach głowy, bo to nie dworzec”.
Ktoś mówi w książce Raszewskiej, że Dejmek był nieuleczalnie chory na teatr. Formuła może nieco egzaltowana. Tę chorobę Magdalena Raszewska świetnie opisała.