Dobrowolski

Przeczytałem kilkadziesiąt stron książki Romana Dziewońskiego o Jerzym Dobrowolskim i zgrzytam zębami. Pomijam błędy korektorskie. Przede wszystkim nie wiem, czy to jest książka o niezwykłej postaci naszego teatru, kabaretu, filmu czy jest ona tylko pretekstem do pretensjonalnych wynurzeń autora, podlanych do tego nadzwyczaj nieprzyjemną żółcią. Refleksje o tym, jak bardzo beznadziejny jest dzisiejszy kabaret nie dość, że są banałem, to brzmią jakoś głupio wobec bohatera. Bo to tak, jakby ktoś pisał książkę o Mozarcie i marudził, że nie ma dzisiaj takich kompozytorów. Wątpliwy hołd. Gdyby Dziewoński nie miał pokusy wyrażania swojej abominacji, a spróbował opisać esprit Dobrowolskiego,  to i tak wiedzielibyśmy, jaka wyrosła przepaść po śmierci satyryka. Dziewoński pisze na klęczkach i za cholerę nie ma dowcipu. Wypuszcza co chwilę jakieś jady. Kuriozalnie brzmi opowieść o tym, jak Gołas parodiował aktorów Grotowskiego i dzięki temu Roman Dziewoński wyleczył się „z dodawania mistyczno-laboratoryjnym praktykom teatralnym czegoś, czego w nich nie było. Mnie wystarczy, że widziałem Holoubka, Łomnickiego, Walczewskiego i Gołasa”. To jest typowo środowiskowy obskurantyzm – wychwalać swoich, gnębiąc innych. „To jest cały Kazio, cały on” – jak mawiał w skeczach Marii Czubaszek bohater Dziewońskiego.

Doczytam książkę, bo jednak ciekawi mnie Dobrowolski. Zbyt dobrze mam w pamięci jego role, teksty, powiedzonka. Bi di bi di bi…

757 odwiedzin

One Comment

  1. Z bólem serca zgodzić się muszę.Ale mam wrażenie, że poprzednie książki pana Romana grzechy podobne mają na sumieniu. Szkoda trochę. A nawet bardzo…

    Reply

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.