Czasem coś pozytywnego

Natłok złych wieści, jakie nas codziennie zalewają, doprawdy jest męczący. Człowiek nie może wyjść z bezbrzeżnego smutku, gdy widzi, jak tu i tam, mówiąc po prostu, coś się pierdoli w niewyobrażalny sposób. Może dlatego, gdy zdarzy się – rzadko, bo rzadko – coś nieoczekiwanie dobrego, to trudno to przyjąć bez niedowierzania. Czy to aby na pewno się stało? Mam na myśli oczywiście niespodzianki w życiu teatralnym, bo cóż innego?

Wydawało się, że teatr w Polsce nie może mieć sensownie wybranego dyrektora. Że jesteśmy skazani na skandale wyborom tym towarzyszące. Że posada dyrektora to jest coś wyjątkowo kłopotliwego. Ci, co się nadają, unikają jej jak zgniłego jaja, bardzo o nią zabiegają ci, co nie powinni.

A tymczasem ostatnie dni przyniosły wiadomości o nominacji dwójki młodych twórców na dyrektorów artystycznych w teatrach w Tarnowie i w Sosnowcu. I trzeba obu decyzjom przyklasnąć, a nawet wyrazić radość, że ludzie za nie odpowiedzialni postąpili roztropnie, a nominowani zechcieli przyjąć to wyzwanie rodem ze szkoły przetrwania.

Wiemy, kim jest Marcin Hycnar. Czołowy aktor swojego pokolenia, mimo młodego wieku jedna z bardzo ważnych postaci zespołu Teatru Narodowego, ale także reżyser jeszcze na dorobku, jednak już z zauważalnymi osiągnięciami. Mógłby rozwijać dalej swą błyskotliwą karierę, ale od czerwca będzie dyrektorem artystycznym Teatru im. Solskiego w Tarnowie. Zapewne Hycnar chce zdobyć doświadczenie w prowadzeniu teatru w mniejszym ośrodku (o ile wiem, aktor z Tarnowem jest rodzinnie związany i stąd wyjeżdżał do Warszawy, by jako pacholę jeszcze występować na scenie Romy w słynnym swego czasu musicalu Piotruś Pan). Być może to doświadczenie w przyszłości mu się przyda w innej instytucji, jeśli kierują nim stosowne ambicje. W każdym razie wydaje się, że Hycnar ma plan, który powinien być normalną koleją kariery w życiu teatralnym. Akurat w Tarnowie mieli w ostatnim czasie do czynienia z młodymi dyrektorami, więc Hycnar nie jest w tym miejscu jakimś ewenementem. Znając jego kompetencje artystyczne można żywić nadzieję, że sobie poradzi, a w każdym razie w naturalny sposób jego misja będzie budzić zainteresowanie.

Podobnie zresztą jak w przypadku Anety Groszyńskiej, która została dyrektorką artystyczną Teatru Zagłębia w Sosnowcu. Reżyserka reprezentuje nowe pokolenie, które coraz mocniej zaznacza swoją obecność w teatrze. Znane są jej prace w teatrach w Wałbrzychu (Zapolska Superstar), Bielsku (Lalka) czy ostatnio w Starym Teatrze (Głód), a także w Klubie Komediowym. Wkrótce w Studio Teatralnym Dwójki będzie można zobaczyć jej realizację sztuki Żyd Pałygi – spektakl wyprodukowany w ramach cyklu Teatroteka WFDiF. Groszyńska obejmie Teatr Zagłębia po Dorocie Ignatjew, która scenę tę wyniosła tak wysoko, jak chyba nigdy wcześniej nikomu się nie udało. Poprzeczkę zatem ma wysoko ustawioną, ale też szanse, by pozostawić swój ślad. Sosnowiec może nie jest miejscem, w którym bardzo chciałoby się żyć, lecz tamtejszego teatru już nie należy lekceważyć.

Obie nominacje nastąpiły poza trybem konkursowym. Wyborów dokonali dyrektorzy naczelni. Trzeba obserwować jak ich współpraca z młodymi dyrektorami artystycznymi będzie się układać. I trzymać kciuki, żeby się udało. Bo jeśli nie im, to komu?

 

 

652 odwiedzin

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.