Filtrowa

Jechałem wczoraj Raszyńską i nagle zachciało mi się skręcić w Filtrową i zobaczyć pierwszy dom, w którym mieszkałem w Warszawie. To było ponad 30 lat temu. Pod numerem 62 na rogu Filtrowej i Asnyka. Nie byłem tam już dawno. Brama okratowana. Wtedy, kiedy tam mieszkaliśmy z rodzicami i z bratem, w bramie siedział dozorca, taki typowy warszawski cieć, który otwierał wejście i pilnował porządku. W nocy jak się wracało trzeba mu było parę groszy zapłacić. Dzisiaj w bramie jest domofon. Z bramy wychodzi się na długie podwórko, które z dwóch stron otaczają 4-piętrowe budynki. Pamiętam z tamtych lat, że w

Czytaj dalej

Napoleon

Dzisiaj różne święta i rocznice, a mnie się przypomniało, że 240 lat temu na Korsyce w miejscowości Ajaccio urodził się Napoleon Bonaparte. Może bym tego faktu nie pamiętał, gdyby nie to, że pamiętam swoje dzieciństwo i fascynację cesarzem, jaką wtedy przeżywałem. Doprawdy nie wiem, skąd mi się to wzięło. W telewizji nadawany był serial „Wielkie bitwy historii” i był odcinek poświęcony bitwie pod Waterloo. I chyba się od tego zaczęło. W połknięciu bakcyla pomogły książki Łysiaka. Dzisiaj ze zdumieniem obserwuję, co się stało z autorem „Cesarskiego pokera”, ale 30 lat temu chłonąłem wszystkie jego książki. Miały taki sensacyjno-popularyzacyjny charakter, więc

Czytaj dalej

Gassy

Ładny dzień, wolne w pracy, więc hajda na rower. Ruszamy spod pomnika Sobieskiego na ścieżce powsińskiej. Po prawej rośnie miasteczko Wilanów. Zdumiewające, że tych domów jest coraz więcej i więcej. Takie śliczne pudełeczka, równiutko poustawiane na wielkim polu. Ciekawe, że na parterach usługowych można spotkać głównie banki i bar sushi. Gdzie ci ludzie kupują chleb? W końcu osiedle zostawiamy za sobą. Dojeżdżamy do baru „Za płotkiem”. Barman, choć widzi nas drugi raz, wita się jakbyśmy byli stałymi bywalcami. Mówi na ty: co zamawiasz? Proponuje pomidory z mozarellą. Ale nie jest zdziwiony, gdy biorę karkówkę z grilla. Popas trwa z pół godziny

Czytaj dalej

Miłosz

Gdzieś przeczytałem, że mija 5 rocznica śmierci Miłosza. Nie wiem, czy to dzisiaj, mniejsza z tym. Przypomina mi się ten jeden z wielu świetnych jego wierszy, ale który lubię szczególnie. Nosi tytuł „Wyznanie”. Panie Boże, lubiłem dżem truskawkowy I ciemną słodycz kobiecego ciała. Jak też wódkę mrożoną, śledzie w oliwie, Zapachy: cynamonu i goździków. Jakiż więc ze mnie prorok? Skądby duch Miał nawiedzać takiego? Tylu innych Słusznie było wybranych, wiarygodnych. A mnie kto by uwierzył? Bo widzieli Jak rzucam się na jadło, opróżniam szklanice, I łakomie patrzę na szyję kelnerki. Z defektem i świadomy tego. Pragnący wielkości, Umiejący ją rozpoznać

Czytaj dalej

Słowo zapomniane

  Na stronie Dwutygodnika esej Marka Zaleskiego pt. „Słowo zapomniane”. To słowo to „piękno”. Ciekawe, że tak wiele osób związanych z szeroko pojętą kulturą upomina się o to słowo. Esej Zaleskiego jest erudycyjny, robi krótki przegląd co z pojęciem piękna się działo na przestrzeni czasów – od Kanta do Barthesa. Ale zamiast cytatu z cytatów zapisuję słowa samego Zaleskiego:  „A przecież obecności piękna doświadczamy co dzień i w sposób dojmująco rzeczywisty. Jest czymś zaskakującym i bez precedensu. Przez swoją naoczność i oczywistość każe nam myśleć o sobie jako rzeczy w swoim istnieniu pewnej. Potęguje w nas wolę istnienia, bo zwraca się do nas i oczekuje odpowiedzi. Oczekuje

Czytaj dalej

Białoszewski

Wróciłem do Białoszewskiego. Właściwie nigdy się od niego nie oddalałem za bardzo, ale ostatnio jest kilka okazji, by pobyć w jego świecie. Najpierw numer „Zeszytów Literackich”, po części jemu poświęcony, z fragmentem dziennika z 1982 roku, z pobytu w Stanach. Zapisuje w nim kontakty z Miłoszem, m.in. rozmowę telefoniczną: „Zwierzyłem mu się, że czuję się wobec niego gapowaty, intelektualnie nierozgarnięty. On na to, że mi trochę zazdrości mojego pisania połączonego z ulicą Warszawy. On tego nie miał, bo w jego stronach było się między językami. Polacy mówili jak gdyby językiem z kronik, Białorusini po swojemu”. Tadeusz Sobolewski przypomina, że gdy

Czytaj dalej

Koehler

W „Tygodniku Powszechnym” rozmowa z moim szefem  Krzysztofem Koehlerem. Od tygodnia właściwie nie jest szefem. Na koniec wywiadu mówi: „Tym, co organizuje ludzi, jest potrzeba obrony kultury. Jeśli efektem panowania aroganckiej, antykulturowej doktryny liberalnej będzie ukonstytuowanie się takiej postawy, to będzie to ogromny zysk duchowy… Duchowy, bo nie wierzę, żeby w tym momencie udało się coś zrobić na poziomie instytucjonalnym. Ale trzeba się trzymać zasad i, nie oglądając się na okoliczności, robić swoje. Tej formule budząca się z letargu inteligencja polska była zawsze wierna. I to pozwala mieć nadzieję”.

Kaziu, nie świruj

„Kaziu, nie świruj” – pisze Janusz Kijowski do Kazimierza Kutza. A chodzi o to, że Kutz strasznie postponuje środowisko twórców, którzy sprzeciwiają się nowej ustawie medialnej i weszli w konflikt z rządem. Kutz jako poseł Platformy rzeczywiście bierze stronę władzy. Gromy lecą, ale dosyć przykro być świadkiem tej kłótni wybitnego artysty z kolegami. Kutz nie tak dawno z okazji swoich 80 urodzin powiedział, że ponieważ jest już stary to może mówić, co chce. Ale nieśmiało zwrócę uwagę, że to nie oznacza wolności mówienia głupot. A zdaje mi się, że jednak, jak to młodzież mówi, tym razem przegina. Oglądam nieraz Kutza

Czytaj dalej

Bezczeszczenie piękna

Koledzy z redakcji podrzucili mi tekst Rogera Scrutona, filozofa angielskiego, pt. „Bezczeszczenie piękna” (przedrukował go tygodnik „Forum”). Autor ubolewa nad współczesną kulturą, która odwróciła się od pojęcia piękna. Podaje na to różne przykłady, m.in. niedawną inscenizację opery Mozarta „Uprowadzenie z Seraju”, w której można było oglądać wymyślne sceny seksu i przemocy, zabrakło jednak rzeczy najważniejszej: miłości. „Mozartowi wyrwano serce” – tak chyba pisze Scruton (nie mam tekstu pod ręką). Diagnoza oczywiście nie sprowadza się do utyskiwania na artystyczne skandale w rodzaju umieszczenia krzyża w naczyniu z moczem. W istocie dotyka problemu, który wszyscy pewnie odczuwają. Czytając ten artykuł przypomniał mi

Czytaj dalej

Columbo

Spośród wszystkich seriali kryminalnych, których jest w końcu bez liku, największy sentyment jednak mam do „Columbo”. Pamiętam, że już pacholęciem będąc oglądałem z zaciekawieniem kolejne odcinki w telewizji, które teraz kupuję regularnie na DVD. Z dzisiejszego punktu widzenia „Columbo” jest absolutnie anachroniczny. I nie chodzi tylko o brak jakiegokolwiek epatowania przemocą, nie ma efektów specjalnych, pościgów, strzelanek, mordobicia, tego wszystkiego, co jest na porządku dziennym w dzisiejszych kryminałach. Nie słyszałem, żeby porucznik kiedykolwiek przeklął. Zbrodnie dokonują się, jak to mawiała moja babcia, „u lepszych państwa”, w środowiskach finansjery, śmietanki artystycznej, „high socjety”. Żaden margines. No i rzecz podstawowa, która tak silnie wyróżniła

Czytaj dalej