Bulwar Filadelfijski

Myślałem o tym od soboty, odkąd przyjechałem do Torunia. Ale najpierw nie było czasu, a wczoraj siąpił cały dzień deszcz i nie chciało się chodzić. A dzisiaj słońce przedarło się przez chmury i mogłem tam pójść. Szeroką do Żeglarskiej. Po drodze hotel Gromada. Mieszkałem w ponad 150 hotelach, ale w Gromadzie chyba najczęściej, zwykle przy okazji Kontaktu. Wiele wspomnień. Jeszcze nie czas spisywać. W tym roku nie byłem na Kontakcie, pierwszy raz od 15 albo więcej lat. „Nic nie może wiecznie trwać” – jak śpiewała Anna Jantar. Naprzeciwko Gromady ulokował się sklep z wyrobami benedyktyńskimi. Nie było go tu wcześniej. A dalej Brama Żeglarska i wreszcie: Bulwar. Nie wiem, dlaczego ma nazwę: Filadelfijski. Ale jest to chyba jedno z ładniejszych miejsc w Polsce. Wyszedłem, zaczerpnąłem powietrze i popatrzyłem. Wisła płynęła szeroko i niespiesznie jak zwykle. Ileż razy już spacerowałem wzdłuż nabrzeża od mostu kolejowego do drogowego i kawałek dalej, aż do końca nabrzeża, gdzie wędkarze przesiadują, i z powrotem. Przycumowało jeszcze parę statków z barami piwnymi. Mniej niż w sezonie, ale były. Przy takiej pogodzie, jak dzisiaj miały trochę gości. Stały plansze ze zdjęciami z „Rejsu”, bo tu też kręcono film. I gdy się idzie wzdłuż murów Starego Miasta, to jest w tym niezmienna przyjemność. Nawet ruch samochodów nie przeszkadzał. I rzecz niebywała w maju: nie spotkałem żadnego teatrologa, ani teatrolożki, ani krytyka teatralnego, ani krytyczki teatralnej.

Wracałem przez Bramę Mostową ulicą Podmurną, jedną z ładniejszych na Starym Mieście, choć nie tak bardzo uczęszczaną. Zaszedłem do tej knajpki, której nazwy ciągle nie pamiętam, mimo że lubię w niej przesiadywać, gdy jestem w Toruniu. Latem ma otwarte sympatyczne patio. Ale wnętrze też jest jak to się mówi: klimatyczne. Zjadłem coś, przeczytałem gazetę, podsłuchiwałem dwie panie siedzące obok, które w ciągu godziny rozmawiały na tyle tematów, że mnie to zdumiało. Dzieliły się na przykład swoimi opiniami o Nataszy Urbańskiej, a po kilku zdaniach zastanawiały się, czy mówi się: swetr czy sweter, a w następnych zdaniach obgadywały koleżankę. Jakby Różewicz się tej rozmowie przysłuchiwał, to może by napisał wiersz albo kawałek sztuki. Ale po co zawracać głowę staremu poecie. Poprosiłem o rachunek i poszedłem.

 

668 odwiedzin

One Comment

  1. a ja właśnie rozmawiam tak samo. jak byś posłuchał… to o nataszy, to o obiedzie a potem o pralce, że się popsuła a potem o tym kto do kogo na święta i o bigosie i o alergii i … co tam mrożek, co tam rózewicz. wiśka by się nadała.

    Reply

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.