2118

Obejrzałem spektakl 2118. Karasińska w Nowym Teatrze. To pierwszy podobno pokaz z cyklu, w którym młodzi twórcy mają prezentować swoje wyobrażenie przyszłości. Anna Karasińska dała się już poznać z kilku prac, które wzbudziły zainteresowanie, choć trudno oprzeć się wrażeniu, że zaproponowana przez reżyserkę formuła teatru balansuje na cienkiej linie, a nawet coraz cieńszej. Używając terminu Tadeusza Łomnickiego można powiedzieć, że Karasińska robi swój teatr „na pustej podłodze”, co sprowadza się do etiud aktorskich wykonywanych na zadany temat. Wyglądałoby to właśnie jak ćwiczenia z zadań aktorskich w Szkole Teatralnej, gdyby w role studentów nie wcielili się aktorzy z niemałym doświadczeniem, a nade wszystko talentem i wyobraźnią do tego typu zabaw. Efekt bywa niepozbawiony jak w przypadku 2118 pewnej dozy humoru i poetyckości, ale nadchodzi chyba czas, by zadać Annie Karasińskiej pytanie: no dobrze, pokazałaś, że to już umiesz, a co dalej?

Inna wątpliwość, która mnie naszła, jest natury bardziej zasadniczej i wykraczającej poza odbiór spektaklu w Nowym. Otóż mówiąc najzupełniej szczerze: kompletnie mnie nie interesuje, co będzie za sto lat. Wiem bowiem o przyszłości na pewno dwie rzeczy: w jakiejś mierze będzie tak samo, jak teraz, a w jakiejś będzie tak, że nawet nie jesteśmy w stanie sobie tego wyobrazić. Pytanie, które osłabia futurologiczne wizje: czy natura ludzka w istotny sposób się zmieniła w ciągu ostatnich stu lat? Czy my jesteśmy lepsi od ludzi żyjących w 1918 roku? Mądrzejsi? Szczęśliwsi? Jaka jest więc gwarancja, że nasi potomkowie w 2118 roku będą się różnili od nas? Będą takimi samymi głupcami, skłonnymi do zła, rzadziej do dobra, jednym będzie się szczęścić, drudzy będą skazani na podłą egzystencję, będą kochać, nienawidzić, cierpieć podobnie jak my – nihil novi. Może dalszy rozwój techniki wyzwoli przyszłych ludzi od problemów? Wolne żarty – nas wyzwolił? Od jednych kłopotów tak, ale inne sprowadził. Jeśli znajdzie się lekarstwo na raka, będziemy chorować na co innego nieuleczalnego. Nadal będziemy bali się śmierci, ciągle nie wiedząc, czy coś po niej jest.

Jedyną istotną zmianę może wywołać odkrycie innej cywilizacji niż nasza. To zapewne spowoduje spore zamieszanie. Trzeba będzie nauczyć się żyć ze świadomością, że nie jesteśmy sami w kosmosie. Oczywiście w zależności od tego, kim okażą się nowi towarzysze naszego życia, zapewne będziemy reagować po ludzku wedle starych instynktów: strachem, jeśli będą groźni, albo pokażemy się od najgorszej strony, jeśli wyczujemy, że są słabsi. Ale te scenariusze można już wyczytać w książkach i filmach science-fiction.

A może być tak – jak mówią w spektakl Karasińskiej, że za sto lat przybysze z kosmosu się nie zjawią i nadal ludzi będzie dręczyć zagadka: jesteśmy sami czy nie?

Jedyną przyjemnością myślenia o przyszłości jest to, że zdarzy się jeszcze coś, czego nie potrafimy sobie wyobrazić, co sprawi, że wszystkie te dzisiejsze rojenia okażą się naiwne.

Pozostaje pytanie: jaki będzie teatr za sto lat? To jednak jest najmniej interesujące. Być może jakiś przyszły krytyk napisze po obejrzanym spektaklu: nie zobaczyliśmy nic nowego, taki teatr sto lat temu robiła Anna Karasińska.

 

1 045 odwiedzin

Dodaj komentarz

Oznaczone pola są wymagane *.